Nazywam się Agnieszka Lidia Janas z domu Mazurek. Książki podpisuję jako Agnieszka L. Janas. Jestem córką Jadwigi Mazurek z domu Kamińskiej, wnuczką Feliksy Kamińskiej oraz Bronisławy Mazurek. Znam z opowieści obie prababcie ze strony mamy: Agnieszką Kamińską, mamę babci oraz panią Osińską, matkę ojca mojej mamy. Moja mama nigdy nie poznała prababci Agnieszki, która zmarła kiedy babcia była mała dziewczynką. Po prababci Agnieszce Kamińskiej mam: imię, wygląd oraz poważna chorobę układu oddechowego. Pani Osińska, matka ojca mojej mamy (to nie jest mój dziadek, ponieważ nie był nigdy nas ciekawy, nie chciał nas poznać, nie znam go osobiście) nie zaakceptowała nigdy mojej babci i mamy. Była to elegancka młynarzowa, w rodzinie, w której była piękna pasieka. Moja babcia pochodziła z bardzo bogatej rodziny chłopskiej (przed wojna mówiono na takie rodziny Witosowskie, a po wojnie kułacy). Była w jej posiadaniu z duża ilości hektarów ziemi, nowoczesna hodowla świnek (babcia za reproduktora otrzymała medal na wystawie rolniczej w Warszawie) oraz malinowy sad. A mimo to ani babcia ani matka jej się nie spodobały. Mówię więc o niej pani Osińska Moja mama tak wspomina swoje lata rodzinne i ubieranie, które odziedziczyłam po niej: „Moja mama ubierała się w bardzo surowy sposób. Tak została wychowana przez swoją mamę, babcię Agnieszkę Kamińską. Uważała ona, że dzieci nie powinny nosić zbyt strojnych ubrań. Moja Mama opowiadała mi, że jak raz krawcowa przymarszczyła rękawki sukienki od łokcia w górę i zakończyła to różyczką, to babcia pociągnęła za rękaw i rozpruła ozdobę. Rękaw sięgnął wówczas za łokieć, a na środku pozostał samotny kwiatek. Nie mam więc zamiłowania do elegancji po mamie, czy babci z jej strony. Moja ciocia Michalina, siostra ojca, która bardzo lubiła się stroić i miała dobry gust, mówiła, że obie odziedziczyłyśmy to po jej mamie – babci Osińskiej. Nie pamiętam jej zbyt dobrze, ale wierzę cioci Michalinie.” Panieńskie dziecko nie stanęło mojej babci Feliksie Kamińskiej w żaden sposób na przeszkodzie do pracy w klasztorze i zdobyciu powszechnego szacunku w Czerwińsku, w którym mieszkała po wojnie. Kobiety ważne dla społeczności tego miasteczka wspierały babcie tak, jak potrafili. „Pamiętam też, że miałam bardzo ładne materiały na sukieneczki. Skąd? Moja mama pracowała w domu dziecka u księży Salezjanów z Janiną Jamiołkowską, rodowitą Warszawianką. Jej mąż zginął w Powstaniu, została z synem sama. Znalazła schronienie w Czerwińsku. Wtedy mieszkało tu dużo osób, które opuściły Warszawę po Powstaniu i nie wróciły jeszcze do ruin domów. Pani Jamiołkowska to była przedwojenna dama, prawdziwa elegantka, która nawet w tych trudnych warunkach lubiła się ubrać. Kupowała z tych szmuglerek ładne materiały i zawsze brała metr albo 1,5 m więcej. Po uszyciu sukienki przychodziła do mojej mamy i mówiła, że znowu jej zostało sporo tkaniny. Oddawała jej odcięty duży fragment materiału oraz wszystkie kawałki, z których krojono części sukienki. Tłumaczyła, że kupiła więcej materiału, bo nie umiała zdecydować się na fason. Teraz wiem, że robiła to celowo, aby mi dać nową sukienkę. Zawsze szyła przecież takie same proste wzory sukienek, spódnic czy bluzek, bo była duża i masywna. Wiedziała, że mama wychowuje mnie sama i nie jest jej lekko. Chciała mi dać coś z serca. Takie czasy, że dzielili się z innymi ludzie, którzy sami mieli niewiele. Do tej pory ją pamiętam i wspominam z wdzięcznością. Jak władze zlikwidowały dom dziecka u Salezjanów i zaczęła odbudowywać się Warszawa to wróciła do niej w 1951 roku. Wiem, że pracowała potem jako nauczycielka w przedszkolu. W Czerwińsku ubrania szyła mi żona organisty, pani Orlińska. Długo były to sukienki odcinane od karczku, ponieważ byłam drobnym dzieckiem i w takim fasonie wyglądałam najkorzystniej. Sukienki krojone od pasa zaczęła mi szyć dopiero od 5-6 klasy szkoły podstawowej.” Jedyna osobą, którą znam z rodziny ojca mojej mamy jest wspaniała, śp. ciocia Michalina. Wspomniana już siostra ojca mamy. Ona bardzo kochała mamę i babcię, zawsze brała ich stronę, domagała się, aby nie pomijano mamy np. w czasie świąt. Pamiętam ją doskonale: przyjeżdżała do nas do Warszawy przed świętami i przywoziła dobre, wiejskie jedzenie. W czasie odpustu w Czerwińsku przyjeżdżała zawsze na obiad z prezentami. Oprócz jedzenia często było też ubranie: eleganckie bluzki, kolorowe koszulki itp. Kochałam ją bardzo. W mojej rodzinie najważniejsza była tradycja mojej mamy. Mój ojciec, pochodzący z robotniczej rodziny, był z niej dumny. Z radością jeździł na uroczystości religijne do Czerwińska (choć nie był zbytnio praktykujący), później pomagał starszym i schorowanym krewnym mojej babci, dbał o wygody babci. Babcia, odkąd się urodziłam, mieszkała z nami. Do Czerwińska jeździła na lato. Spędzałam tam każdego roku kilka tygodni. Musiałam zachowywać się „jak panienka” i „nie przynosić wstydu szanowanej rodzinie”. Kocham Czerwińsk miłością wielką. O klasztorze, wokół którego powstał w średniowieczu, napisałam pracę magisterską – „Dzieje kultury materialnej i niematerialne klasztoru Kanoników Regularnych w Czerwińsku w latach 1155 – 1409”.

Agnieszka Janas – fot. Agnieszka Rzymek

Skip to content