Rozpoczynamy cykl wypowiedzi uczestniczek projektu IKAR „MOJE JA”
ANNA:
Nazywam się Anna.
Jestem córką Wiesławy, wnuczką Rozalii i Zofii, prawnuczką Marianny i Stanisławy. Mam 36 lat. Sama wychowuje dwoje dzieci, praktycznie od ich urodzenia. Sama ale nie samotna.
Pracuję w pracowni krawieckiej. Ostatnie 3 lata pracowałam w pewnej instytucji pomocowej. Niedawno rzuciłam tę pracę, bo z niej wyrosłam. Dla instytucji byłam potrzebna jako podopieczna. Gdy przestałam potrzebować pomocy, stałam się zbędna.
Na dzień dzisiejszy kończę terapię jako ofiara przemocy. Terapia otworzyła oczy na moje potrzeby. Zaakceptowałam siebie. Stałam się dla siebie w pełni wystarczająca. I przyszła pora na wyjście z roli ofiary „sierotki Marysi”.
Przez lata żyłam różnymi cudzymi przekonaniami. Żyłam tak, jak wydawało mi się, że powinnam. Byłam fantastycznym pracownikiem. Kosztem potrzeb moich i moich dzieci. Udowadniałam ciągle coś sobie i innym. Byłam super hero. Za wszelką cenę. Bałam się prosić o pomoc. Wszystko robiłam „siama”. Odbiło się to na zdrowiu.
Przyszedł czas na zaprzestanie tych praktyk. Jestem w pełni wystarczająca dla mnie i dla moich dzieci. Zmieniam swój program. Cudze przekonania wyrzucam i zastępuję swoimi przekonaniami, które nabyłam poprzez moje własne doświadczenia i przemyślenia.
Moje główne zainteresowania to rozwój osobisty i treningi samoobrony. Lubię tworzyć rękodzieło. Kocham zwierzęta. Mam w domu małe zoo. Uwielbiam spędzać czas blisko natury. Bardziej ciągnie mnie do wody, niż w góry. Lubię inwestować w siebie – często korzystam z warsztatów rozwoju osobistego i zajęć relaksacyjnych.
W wolnych chwilach pracuję jako wolontariusz. Do projektu zgłosiłam się, żeby wzmocnić swoje skrzydła. W życiu miałam do czynienia z ludźmi z wielu przyczyn wykluczonymi społecznie. Sama doświadczyłam wykluczenia.
„100-lecie Kobiet” znam od 3 lat. Obserwowałam ich poczynania z sympatią, uznaniem. Widzę, że działają z serca. Kiedyś byłam przez chwilę wolontariuszką. Nie był to jednak mój czas. Czułam się trochę jak z innej bajki. Znałam ubóstwo, samotność, odrzucenie, wykluczenie. W ogóle nie wierzyłam w swoje możliwości. Długo trwało zanim uwierzyłam, że to nie prawda, że karmię się kłamstwami na swój temat. Dziś wiem, że żyjemy z dziewczynami w tej samej bajce. Każda z nas miała tylko inny dotychczasowy scenariusz. Żyjemy w tym samym mieście. Mamy podobne wartości. Chcemy uczynić świat lepszym.
Dziewczyny maja wiedzę i narzędzia jak to robić. Ja mam chęci i swoje doświadczenia, które pomagają mi widzieć krzywdę innych i działać. Dotychczas w małym zakresie.
Rok temu byłam wolontariuszka „Szlachetnej paczki”. Obejrzałam na szkoleniu film „Cyrk motyli” z Nickiem Vujicic. Film ciągle porusza moje serce. Mówi w wielkim skrócie o mądrej pomocy. Z autopsji wiem, że „głupia pomoc” daje „jakieś” rezultaty. Jednak nie zawsze takie jakich oczekujemy. Chciałabym pomagać mądrze, dawać ludziom skrzydła. Służyć doświadczeniem, obecnością, uznaniem. Nie tyle dać ludziom wędkę, co nauczyć jak łowić ryby. Pokazać, że ta osoba też może, potrafi.
Chciałabym przywracać ludziom godność. Pracowałam z różnymi ludźmi. Ludźmi z niepełnosprawnościami, chorymi, samotnymi, „wykluczonymi”. Ci wszyscy ludzie mają swoją godność. Nie zawsze wiedzą, że ją maja, bo ich bliscy o tym zapominają. Niedawno widziałam przykre rzeczy niestosownego traktowania innych. Wtedy obudził się mój gniew. Do tej pory znosiłam wszystkie dziwne sytuacje względem mojej osoby z cierpliwością, pokorą. Gdy zobaczyłam niesprawiedliwość względem słabszych, musiałam powiedzieć stop.
Nie zgadzam się. Nie pozwalam. Chce to zmienić. Mogę to zmienić. Jak nie ja to kto?
Musiałam odpowiedzieć sobie kim jestem. Odrzuciłam wstyd. Przestałam czuć się winna… wszystkiego. Niby od zawsze wiedziałam, że słowa maja moc. Jednak w końcu w to uwierzyłam. Moc mają słowa, którymi karmimy siebie i innych. Milcząc, wstydząc się czegoś… stoimy w miejscu. Mówiąc, nawiązujemy relacje, dzielimy się. Ważne, żeby mówić dobrze, dzielić się dobrem.
Ja zawsze radziłam sobie sama. Działałam trochę „po omacku”. Szukałam rozwiązań na własną rękę. Miałam szczęście do dobrych ludzi. Od każdego dostałam coś dobrego – wysłuchanie, dobre, szczere słowo, wiedzę, doświadczenie, umiejętności. Od lat przekazuję to samo, co dostałam ja. Chce kontynuować, jednak na większą skalę.